„Czy machnięcie skrzydeł motyla
w Brazylii może wywołać tornado
w Teksasie?”
(Edward Lorenz, 1972)
Gdy artysta podejmuje się zadania uczynienia widzialnym tego, co niewidoczne, lub słyszalnym tego, co niesłyszalne, wkracza w obszar energii na granicy sztuki i nauki. Światu konwencjonalnej sztuki wizualnej trudno jest umiejscowić dzieło, które powstaje w wyniku takich eksperymentów. Dla społeczności naukowej, która tworzy na tym polu w bardzo ograniczonym stopniu, są to również kwestie trudne do pojęcia. A jednak odbiorców kusi tego rodzaju sztuka umiejscowiona „gdzieś pomiędzy”; istnieje bowiem powszechna potrzeba obcowania ze światem duchowym wykraczającym poza ofertę znanych nam religii. Na Zachodzie istnieje wiele różnych teorii dotyczących powiązania materii i energii, w szczególności dotyczących ciała i umysłu, stąd też niezwykła popularność medycyny alternatywnej oraz filozofii orientalnych. Niniejszy esej opisuje drogę, jaką przebyliśmy współpracując ze specjalistą od nanotechnologii Jamesem Gimzeskim, od badania dźwięków emitowanych przez komórki do koncepcji i realizacji instalacji „Blue Morph” w Integratronie [1].
„Blue Morph” Victoria Vesna i Jamesem Gimzeskim
DŹWIĘKI KOMÓRKOWE: sztuka i nauka
W 2002 roku, współpracując przy kilku projektach z pogranicza nauki i sztuki z ówczesnym doktorantem Andrew Pellingiem, Gimzewski odkrył w laboratorium Pico na Uniwersytecie Kalifornijskim, że komórki drożdży wykazują ruch oscylacyjny zauważalny w nanoskali. Podekscytowany tym odkryciem chciał jak najszybciej podzielić się ze mną tą wiadomością, ale wiedział, że nie będę w stanie pojąć znaczenia tego odkrycia patrząc tylko na wykres. Wiedząc, że Pelling interesuje się również muzyką, poprosił go, aby przedstawił dane w postaci dźwiękowej i przesłał mu plik audio z nagraniem wibracji żywych komórek drożdży. To było naprawdę ekscytujące – dzięki tej prezentacji natychmiast dostrzegłam znaczenie tego odkrycia. Wkrótce potem zapytałam, czy mógłby „skomponować” muzykę z dźwięków wydawanych przez komórki drożdży. W odpowiedzi Gimzewski zabrał się do eksperymentów tak, jakby mógł to zrobić Pollock: lejąc szkocką na komórki drożdży i nagrywając dźwięk, jaki wydobywały umierając. Użyłam tych dźwięków w kompozycji, którą nazwałam „Cell Ghosts” („Duchy komórek”) [2]. Pelling natomiast współpracował z Anne Niemetz, komponując „Dark Side of the Cell” („Ciemna strona komórki”) [3], również inspirowany tymi dźwiękami. W ten sposób powstała nie tylko sztuka, ale również artykuł na temat „wrzeszczących komórek”, opublikowany w periodyku Nature [4]. Powstało również opracowanie naukowe, w którym Gimzewski po raz pierwszy używa wymyślonego przez siebie terminu opisującego właśnie tego rodzaju wzmocnienie wibracji do wartości słyszalnych dla człowieka w celu przeprowadzania badań i analiz: „sonocytologia” (ang. sonocytology) [5]. Komórki do badań wyodrębnia się przy pomocy mikroskopu sił atomowych (AFM), który możemy teraz postrzegać jako nowy rodzaj instrumentu muzycznego. AFM można porównać do płyty i igły, którą przesuwamy w poprzek rowków, by usłyszeć dźwięk – mikroskop AFM „dotyka” komórki swoją maleńką sondą. W ten sposób SFM „czuje” oscylacje, jakie mają miejsce na powierzchni błony komórkowej i te elektryczne sygnały mogą być przetwarzane, wzmacniane i odtwarzane przez głośniki. Od komórki drożdży do poczwarki motyla.
Publikacje prasowe na temat udźwiękowienia komórek drożdży spotkały się z dużym zainteresowaniem naukowców z szerokiego spektrum dyscyplin – od naukowców zajmujących się nanotechnologią, badaniami biologicznymi, medycznymi poprzez eksperymentujących artystów i muzyków aż do duchowych uzdrowicieli i guru. Ten zróżnicowany zakres zainteresowania doprowadził wreszcie do kwestii motyli, które pojawiły się na scenie badawczej dzięki telefonowi od Anny Costello, która zadzwoniła do Gimzewskiego po przeczytaniu tekstu o jego badaniach z udźwiękowieniem komórek drożdży. Costello była w kontakcie z Richardem Stringerem, profesorem w Harrisburg Area Community College, znawcą motyli, i zasugerowała, żeby Gimzewski nagrał metamorfozę motyla, aby sprawdzić, jaki dźwięk jej towarzyszy. Gimzewski zgodził się, choć niechętnie, i w ciągu tygodnia do laboratorium przyszła paczka z larwami motyli. Eksperyment ten nie od razu wzbudził zainteresowanie Gimzewskiego. Zajął się nim jedynie ze względu na swoje zainteresowanie sztuką. Co jakiś czas przysyłał mi wyniki, pytając, czy mam jakiś pomysł, jak je wykorzystać, by stworzyć jakiś utwór. Muszę przyznać, że początkowo było mi trudno sobie wyobrazić, co można zrobić z takim nadużywanym obrazem/symbolem/ metaforą motyla. Ale zaczęłam bliżej przyglądać się motylowi po tym, gdy przeczytałem gdzieś, że starożytne słowo oznaczające motyla to ψυχή (psychē), którego główne znaczenie to „dusza” i/lub „umysł”. Prawdą jest, że motyle na przestrzeni wieków i w wielu kulturach uosabiały ulotne piękno i inspirowały ludzi do rozważań nad zmiennością i siłą natury. Motyle były i są inspiracją poetów i artystów, filozofowie używali motyli jako metafory, naukowcy badali ich własności. Już trzy i pół tysiąca lat temu starożytni Egipcjanie znaleźli miejsce motyla pośród hieroglifów. Historia dowodzi istnienia wrodzonego ludzkiego zainteresowania naturą motyla. I to właśnie ten archetypiczny instynkt kazał nam pochylić się nad tym pięknym i efemerycznym owadem.
„Blue Morph” Victoria Vesna i Jamesem Gimzeskim
Dźwięki metamorfozy
Doznanie płynące ze słuchania dźwięków metamorfozy – niezwykle trudnych do uchwycenia, zachęciło mnie ostatecznie do stawienia czoła temu zadaniu. Gimzewski i jego zespół naukowy badali mechaniczno- strukturalne własności motyla gatunku Morpho Peleides, aby uzyskać wgląd w proces przemiany i charakterystyczne własności optyczne. Dźwięki towarzyszące przemianie zbierano i zapisywano za pomocą mikroskopu atomowego, który rejestrował ruchy powierzchni poczwarki, oraz poprzez rejestrację odchyleń wiązki światła na poszczególnych etapach metamorfozy. Nieobrobione dane opisujące wibracje błony larwy przyspieszano i wzmacniano o wielkości arbitralne, w zależności od próbki. Odwzorowanie skrzydeł motyla możliwe było dzięki osobistemu wysiłkowi Gimzewskiego, który udał się do firmy FEI w Oregonie, gdzie dzięki swojej znajomości z dyrektorem Don Kenia zyskał dostęp do najnowszego elektronicznego mikroskopu skaningowego (SEM). Uzyskał również pomoc jednego z najlepszych operatorów urządzenia. Ten niezwykle czuły instrument umożliwił rejestrację zarówno powierzchni, jak i wewnętrznej struktury skrzydeł, którą w przeważającej części wypełnia czarna przestrzeń. Obserwowana w nanoarchitekturze charakterystyczna dla skrzydła barwa uzyskiwana jest dzięki efektom kryształu fotonicznego. Obrazy uzyskiwane w ten sposób są najwyższej rozdzielczości i ukazują najdrobniejsze szczegóły, jakie kiedykolwiek miałam okazję oglądać. Zaczęłam się zastanawiać, w jaki sposób połączyć dźwięki z optyką, by stworzyć kontemplacyjną przestrzeń dla widowni. Celem była więc taka przestrzeń, która tworzyłaby współczesną metaforę dla tej efemerycznej istoty.
Efekt Motyla: SYMBOLICZNY DLA NASZYCH CZASÓW
Zbiorowe zjawisko motyli w brzuchach. Możliwość zobaczenia i usłyszenia metamorfozy stanowiła przełom w twórczym procesie pracy z motylem. Uzmysłowienie sobie, że przemiana nie dokonuje się stopniowo, jak sądzono, ale w postaci ciągu intensywnych energetycznych szarpnięć przeplatanych wibrującymi momentami odpoczynku w oczekiwaniu na kolejny zryw było ważnym odkryciem. Dźwięki, jakie usłyszeliśmy, mogliśmy zinterpretować jako odgłosy bólu, co przeczyło naszym wcześniejszym wyobrażeniom o motylu jako o pięknej i łagodnej istocie. Istotnie, szukając metafor i idei tworzonych wokół motyli, nie znalazłam żadnej wzmianki o niepokoju czy bólu. Odkryłam natomiast, że nanofotonika odpowiedzialna za błękitny kolor skrzydeł motyla stosowana była w opracowaniu rozwiązań zabezpieczających przed fałszowaniem pieniędzy. Skojarzenie z kryzysem finansowym, który właśnie się rozpoczynał, a który podchodził pod powierzchnię w nagłych porywach, dotyczyło nie tylko optyki, ale również dźwięku. Wykresy opisujące sytuacje na rynkach finansowych, ukazujące nagłe spadki i wzrosty są niemal identyczne z wykresami opisującymi przemianę motyla. Czy to możliwe, byśmy przechodzili zbiorową metamorfozę, a rynki były naszymi zwierciadłami? Uczucie „motyli w brzuchu” zazwyczaj poprzedza ważne wydarzenia i związane jest z nerwowością, jaką odczuwamy w przeczuciu zbliżającego się niebezpieczeństwa. Możliwe, że uczucie to, często towarzyszące nowemu doświadczeniu lub znajomości, związane jest ze wzrostem adrenaliny. Możemy spojrzeć na obecny stan ludzkości jako stan nerwowości, zwłaszcza w odniesieniu do obecnego kryzysu ekonomicznego i ekologicznego, który ma zasięg globalny. „Efekt motyla” funkcjonował w ostatnim czasie w powszechnej wyobraźni za sprawą licznych produkcji filmowych, powieści science-fiction a nawet gier, które opierały się na przekonaniu, że jeden motyl może wywołać serię następujących po sobie wydarzeń. Idea ta po raz pierwszy pojawiła się w opowiadaniu science-fiction o podróżach w czasie autorstwa Raya Bradbury’ego, zatytułowanym „A Sound of Thunder”, które doczekało się najwięcej wydań spośród wszystkich kiedykolwiek opublikowanych opowiadań science-fiction [6]. Prawie dziesięć lat później Edward Lorenz, opracowując komputerowy model pogody, wpisał w sekwencję liczb skrótowo ułamek 0.506, zamiast pełnej wartości 0.506127. W rezultacie otrzymano zupełnie inną prognozę. Upłynęła kolejna dekada, zanim użył osławionego już zwrotu: „Czy machnięcie skrzydeł motyla w Brazylii może wywołać tornado w Teksasie?”, który wypowiedział w czasie 139. obrad Amerykańskiego Stowarzyszenia Promującego Rozwój Nauki (American Association for the Advancement of Science) w 1972 roku.
„Blue Morph” Victoria Vesna i Jamesem Gimzeskim
Integratron
W czasie tych i innych prac badawczych zachwycałam się konstrukcją w Landers, miasteczku położonym na kalifornijskiej pustyni około dwie godziny drogi z Los Angeles, zwaną Integratronem. Integratron to niemetalowa konstrukcja o wysokości 11,5 metra i promieniu ponad 15 metrów, zaprojektowana przez inżyniera George’a Van Tassela jako urządzenie o właściwościach odmładzających i jednocześnie wehikuł czasu. Konstrukcja powstała w czasie, gdy spekulowano wiele na temat wibracji, pól elektromagnetycznych i sfery niewidzialnej, bez wątpienia pod wpływem odkryć Einsteina i Nikolasa Tesli, jak również teozofów, którzy zaczynali wprowadzać do kultury zachodu nauki duchowe z Indii i Tybetu. Poniżej przedstawiam skróconą historię ekscentrycznego poszukiwacza, jakże blisko związaną z tematem omawianego projektu. W latach trzydziestych ubiegłego stulecia niemiecki poszukiwacz w średnim wieku Frank Critzer, interesujący się techniką krótkofalową, przybył do Landers w Kalifornii, gdzie przywłaszczył sobie własność. Skałę Olbrzymią (ang. Giant Rock), uznawaną za największy wolnostojący głaz narzutowy na świecie. Critzer usunął ziemię spod głazu na powierzchni około 37 metrów kwadratowych i zbudował pod nim podziemne domostwo z drzwiami wejściowymi od strony zachodniej, spiżarnią od strony wschodniej i anteną na szczycie. Ekscentryczność Critzera wzbudzała podejrzenia sąsiadów. W czasie drugiej wojny światowej padło na niego oskarżenie o szpiegostwo na rzecz Niemiec, prawdopodobnie ze względu na jego radiowe hobby. Critzer został zabity w czasie obławy w 1942 roku. Spalone wnętrze pod głazem zostało zamknięte na lata. Zanim jednak nastąpił ten nieszczęśliwy koniec Critzera, spotkał on George’a Van Tassela, byłego pilota testowego pracującego dla Howard Hughes and Douglas Aircraft, który ostatecznie zaopiekował się „mieszkaniem” pod Skałą Olbrzymią oraz pobliskim lotniskiem. Van Tassel wierzył, że krystaliczna struktura głazu jest zdolna, dzięki swym właściwościom piezoelektrycznym, do przekazywania mocy. Co tydzień od lat pięćdziesiątych aż po lata siedemdziesiąte prowadził w pomieszczeniu pod skałą medytacje, które jak twierdził, doprowadziły go do spotkań z UFO. Van Tassel twierdził, że moc przekazywana przez UFO oraz koncepcje takich naukowców jak Nikola Tesla umożliwiły stworzenie unikalnej struktury Integratronu. Tassel poświęcił 18 lat na budowę tej konstrukcji. Według Van Tassela to właśnie sesje medytacyjne naprowadziły go na ideę budowy konstrukcji, która powstała dzięki bezpośrednim wskazówkom obcych. Architekci z kosmosu dawali mu wprost wytyczne, jak zbudować maszynę, która miałby zdolność odmładzania ludzkich komórek przy użyciu naturalnej energii obecnej w atmosferze. Tassel nadał urządzeniu nazwę Integratron. Szesnastoboczna kopuła zbudowana jest z drewna i betonu, łączonych klejami i innymi materiałami neutralnymi elektrycznie i grawitacyjnie. Rdzeń wzbudzający energię zbudowano z drutu miedzianego. Gdyby konstrukcję ostatecznie uruchomiono, kandydaci, ubrani w białe stroje, przechodziliby przez pomieszczenie wypełnione w zasadzie w całości powietrzem. Ładunki energii generowane w szerokiej skali częstotliwości wpływałyby wówczas na każdą ludzką komórkę.
„Blue Morph” w Integratronie
Nie ma potrzeby rozwodzić się nad niezwykłymi zasługami Nikoli Tesli dla ludzkości i tego, w jaki sposób zmienił nasze życie na Ziemi. Sporo o nim napisano, choć wciąż wiele aspektów jego działalności pozostaje tajemnicą, szczególnie jego ekscentryczne stwierdzenia o tym, że otrzymuje informacje ze źródeł pozaziemskich. Jego praca nad jonosferą również otoczona jest aurą teorii konspiracyjnych. Zainspirowani postanowiliśmy stworzyć naszą pierwszą instalację „Blue Morph” właśnie w tym miejscu, ponieważ czuliśmy, że jego historia tworzy idealny kontekst dla istoty naszego dzieła. Ponieważ oboje praktykujemy jogę Kundalini, postanowiliśmy stworzyć środowisko, w którym ludzie doświadczaliby interakcji stojąc nieruchomo lub poruszając się od środka konstrukcji. Gimzewski zasugerował, abyśmy użyli balonów meteorologicznych, zaczęłam się więc zastanawiać, jak wykonać podwieszenie. Pokazałam Gimzeskiemu długą rurkę, jaką zamówiłam w dzielnicy mody w Los Angeles, a on zwinął jej koniec dla żartu w turban i założył go sobie na głowę. Żart stał się inspiracją i włączyliśmy pomysł do naszego projektu „Szalonego Kapelusznika”. Alicja z Krainy Czarów doskonale pasowała do złożoności i absurdalności naszych projekcji i samej rzeczywistości. Integratron stał się idealnym miejscem do realizacji naszego projektu, ponieważ widownia wnosiła swoje własne interpretacje i wskazywała, jak mamy kontynuować interakcję. Nie przewidzieliśmy natomiast, że odwiedzający nadadzą temu przeżyciu charakter rytuału, który wynikał z ich potrzeby, choćby nawet publicznie przeżywanej przemiany. Odwiedzający są zarówno performerami umiejscowionymi w centrum, jak i świadkami obserwującymi życie na Ziemi. Sporo o nim napisano, choć wciąż wiele aspektów jego działalności pozostaje tajemnicą, szczególnie jego ekscentryczne stwierdzenia o tym, że otrzymuje informacje ze źródeł pozaziemskich. Jego praca nad jonosferą również otoczona jest aurą teorii konspiracyjnych. Zainspirowani postanowiliśmy stworzyć naszą pierwszą instalację „Blue Morph” właśnie w tym miejscu, ponieważ czuliśmy, że jego historia tworzy idealny kontekst dla istoty naszego dzieła. Ponieważ oboje praktykujemy jogę Kundalini, postanowiliśmy stworzyć środowisko, w którym ludzie doświadczaliby interakcji stojąc nieruchomo lub poruszając się od środka konstrukcji. Gimzewski zasugerował, abyśmy użyli balonów meteorologicznych, zaczęłam się więc zastanawiać, jak wykonać podwieszenie. Pokazałam Gimzeskiemu długą rurkę, jaką zamówiłam w dzielnicy mody w Los Angeles, a on zwinął jej koniec dla żartu w turban i założył go sobie na głowę. Żart stał się inspiracją i włączyliśmy pomysł do naszego projektu „Szalonego Kapelusznika”. Alicja z Krainy Czarów doskonale pasowała do złożoności i absurdalności naszych projekcji i samej rzeczywistości. Integratron stał się idealnym miejscem do realizacji naszego projektu, ponieważ widownia wnosiła swoje własne interpretacje i wskazywała, jak mamy kontynuować interakcję. Nie przewidzieliśmy natomiast, że odwiedzający nadadzą temu przeżyciu charakter rytuału, który wynikał z ich potrzeby, choćby nawet publicznie przeżywanej przemiany. Odwiedzający są zarówno performerami umiejscowionymi w centrum, jak i świadkami obserwującymi ca elektrycznych sygnałów, które wznoszą się do swych granic w górę i opadają w dół, wskazując na nadejście jakiejś ważnej zmiany, która jest elementem metamorfozy. Poczwarka nie ma pojęcia, co się z nią dzieje, a gdy już przeobrazi się w motyla, jakże wielki wpływ może wywrzeć na oddalone obszary świata jednym machnięciem swoich skrzydeł.
Victoria Vesna
Przypisy:
1. Integratron: www.integratron.com
2. Cell Ghosts przygotowany został pierwotnie na wystawę Crash and Flow, jaka odbyła się w byłym więzieniu Soedaemun w Seulu (Korea 2004). Dźwięków nagranych na jej potrzeby można posłuchać na stronie internetowej victoriavesna.com
3. Dark side of the cell, http://www.darksideofcell.info/
4. Catherine Zandonella,. Umierające komórki przeciągane we wrzasku pod mikroskopem. Nature 2003, 423, s. 106-107.
5. Andrew Pelling, Sadaf Sehati, Edith Gralla, Joan Valentine, James K. Gimzewski. „Local Nanomechanica Motion of the Cell Wall of Saccharomyces cerevisia”
6. Bradbury, Ray. „A Sound of Thunder”, pierwszy raz opublikowany w czasopiśmie Collier’s w 1952 roku.
7. „Czy machnięcie skrzydeł motyla w Brazylii może wywołać tornado w Teksasie?” wypowiedziane w czasie 139. obrad American Association be the Advancement of Science, rok 1972. Według Lorenza Philip Merilees jest autorem tego tytułu, który stał się powszechnie znany w kulturze popularnej.
8. NOVA: The Electric Brain http://www.pbs.org/wgbh/nova/mind/electric.html