8 listopada 2017, 18:00 – PALERMO CZY WOLFSBURG (1980), reż. Werner Schroeter, 180 min.
9 listopada 2017, 18:00 – DWA (2002), reż. Werner Schroeter, 121 min.
10 listopada 2017, 18:00 – TA NOC (2008), reż. Werner Schroeter, 121 min.
11 listopada 2017, 18:00 –
MONDO LUX – filmowe światy Wernera Schroetera (2011), film dokumentalny, reż.
Elfi Mikesch, 97 min.
Goście: Michelle Langford, Monika Pomirska, Frieder Schlaich, Agnieszka Trąbka.
Kuratorki przeglądu: Renata Prokurat i Jola Woszczenko
Filmy w wersji oryginalnej z polskimi napisami
W październiku (27–31) przegląd odbędzie się w Nowym Teatrze.
Przegląd Wernera Schroetera jest kolejnym, czwartym już etapem wspólnego długofalowego projektu Goethe-Institut w Warszawie i Centrum Sztuki Współczesnej ŁAŹNIA, prezentującego sylwetki i twórczość szerzej niepokazywanych i mało znanych w Polsce, lecz wybitnych niemieckich reżyserów filmów eksperymentalnych. Projekt zapoczątkowały dwa przeglądy filmów Christopha Schlingesiefa, kolejną jego odsłoną była retrospektywa twórczości Hansa Jürgena Syberberga.
W tym roku w Nowym Teatrze w Warszawie i w CSW ŁAŹNIA w Gdańsku zaprezentowana zostanie retrospektywa Wernera Schroetera, którego jedyny film pt. „Malina“ był pokazany w Krakowie w 2010 roku. Podczas pięciu dni będzie można zobaczyć cztery filmy reżysera oraz dokument o artyście zrealizowany przez jego przyjaciółkę, Elfi Mikesch. Retrospektywa będzie niepowtarzalną okazją do obejrzenia nieprezentowanych w Polsce wcześniej filmów, niepowtarzalną również ze względu na rozsiane po całej Europie prawa do filmów i ogromne trudności w ich pozyskaniu. Fakt ten w sposób symboliczny obrazuje specyficzny charakter pracy reżysera, dla którego bardziej istotny był sam proces twórczy, niż jego efekt finalny. Po zakończeniu prac nad realizacją projektu, reżyser nie dbał o kwestie formalne związane z jego filmami. Założeniem przeglądu było przybliżenie istotnych aspektów twórczości Wernera Schroetera, tak aby umożliwić teoretyczną i krytyczną dyskusję o jego spuściźnie, która z dzisiejszego punktu widzenia jest nadal bardzo aktualna i inspirująca. Wybrane filmy łączy tak ważna w twórczości reżysera postać Innego, Obcego oraz kluczowy temat poszukiwania miłości, a także, zamiłowanie do piękna i poezji, które tak jak twierdził Schroeter pozwalały mu odnaleźć sens życia pokonując strach przed pustką.
Gdy Werner Schroeter, niemiecki reżyser filmowy i teatralny zmarł w 2010 roku w wieku 65 lat, należał już niewątpliwie do najważniejszych twórców niemieckiego kina. Rainer Werner Fassbinder w 1979 roku w eseju poświęconym artyście tak o nim pisał:
„Z biegiem lat stało się natomiast tak, że czerpali od Schroetera niemalże wszyscy ci, którzy szansę na robienie filmów otrzymywali. Ja sam nauczyłem się na jego filmach rzeczy kluczowych, chcę to wyraźnie powiedzieć, czy może lepiej napisać. Bez Schroetera nie do pomyślenia byłby Daniel Schmid, nie byłoby Ulrike Ottinger, również Walter Bockmayer miał okazję uczyć się na jego filmach. Cały szereg osób wywodzących się ze Szkoły Filmowej w Monachium robiło filmy stanowiące przymiarki do Schroetera, od Eberharda Schuberta po Bernda Schwamma. We Francji są reżyserzy, dla których Schroeter jest równie ważny co Sternberg, nie bez racji zresztą."1
Jednak awangardowe, niekonwencjonale tendencje charakteryzujące jego eseje filmowe i dokumenty, a także niezależność i bezkompromisowość artysty sprawiły, że długo był spychany przez krytykę na margines Nowego Kina Niemieckiego. Schroeter, zafascynowany operą, szczególnie twórczością Marii Callas i koncepcją performansu, początkowo tworzył filmy pozbawione narracji, by później przejść do narracji fragmentarycznej i eliptycznej eksplorującej tematy miłości i śmierci oraz ich niebezpiecznych powiązań.
W 1980 roku jego film „Palermo czy Wolfsburg” osiągnął wielki sukces w świecie kina artystycznego i otrzymał Złotego Niedźwiedzia na Berlinale, co przyniosło twórcy sławę w Niemczech i za granicą. Kolejne filmy, takie jak „Malina“ czy „Ta noc“ utwierdziły jego pozycję wśród najważniejszych europejskich twórców awangarodwych. Muzami Wernera Schroetera oprócz Marii Callas była także queerowa diwa, Magdalena Montezuma i Isabelle Huppert, dla których tworzył swoje kolejne filmowe projekty. W roku 2008 reżyser otrzymał Złotego Lwa za całokształt twórczości na Festiwalu Filmowym w Wenecji.
O twórczości Wernera Schroetera trudno jest pisać; aby ją zrozumieć należy przede wszystkim doświadczać jej zmysłami. Schroeter poszukiwał w swoich filmach piękna, chciał tą swoją potrzebą piękna również dzielić się i zarażać nią odbiorców. Ukazywanie piękna pełniło rolę pomostu pomiędzy nim, bohaterami jego filmów i odbiorcami. Ujęcia jego filmów obezwładniają wysublimowanymi kadrami, nieomal przerysowanymi, intensywnymi kolorami, a zwłaszcza jego ulubionym kolorem czerwonym. Również idealnie dopracowane są oświetlenie, makijaż i kostiumy. Schroeter pragnął pokazać przeżycia wewnętrzne bohaterów, ich napięcia, rozdarcia, pragnienia, a także poszukiwanie miłości i prawdy o sobie samym. Czynił to przy użyciu emocji, za pomocą gestów i zakomponowanych póz, zatrzymanych w chwili, bardziej przypominających fotografie niż ujęcia filmowe. Muzyka, która była bardzo ważna w twórczości artysty, nie tylko z uwagi na fascynację operą, podkreślała lirykę i nastroje bohaterów. Słowa, dialogi i monologi w jego filmach należy traktować jak zbiory poezji. Michelle Langford w swojej książce wskazuje na to, jak ważne znaczenie w jego twórczości ma metafora i alegoria.
„Już nie obrazy, dźwięki, gesty mają „logiczny” stosunek do znaczenia, bo zostały „obdarte” (czasem gwałtownie) z kontekstów i procesów, które pierwotnie je wyprodukowały. Kino Schroetera jest alegoryczne w najbardziej złożonym znaczeniu tego terminu, gdzie alegoria nie obejmuje jedynie treści filmów, ale samą ich istotę, sposób ich wypowiedzi i sposób ich adresowania, co z kolei głęboko wpływa na to jak je odbieramy i jak na nie reagujemy."2
1 Rainer Werner Fassbinder, Pompki, stanie na rękach, salto mortale i pewne lądowanie. Reżyser Werner Schroeter, któremu powiodło się to, co zwykle się nie udaje: cytat pochodzi z teksu zamieszczonego w broszurze towarzyszącej płycie DVD „Edition Filmmuseum Nr 61 – Der Bombenpilot & Nel Regno di Napoli”.
2 Michelle Langford, Allegorical Images. Tableau, Time and Gesture in the Cinema of Werner Schroeter, 2006, s. 8.
MALINA, 1991, reż. Werner Schroeter, 125 min.
Scenariusz: Elfriede Jelinek i Patricia Moraz, na podstawie powieści Ingeborg Bachmann pt. „Malina"
Obsada: Isabelle Huppert, Mathieu Carrière, Peter Kern
Produkcja: Steffen i Thomas Kuchenreuther
07.11.2017, godz. 18:00, Gdańsk / Łaźnia 1
Główną bohaterką filmu jest współczesna pisarka, intelektualistka, która od lat mieszka wspólnie z mężczyzną o imieniu Malina. W tym przypadku chodzi jednak bardziej o pragmatyczną wspólnotę, aniżeli związek uczuciowy – Malina oferuje pisarce wsparcie w codziennych domowych obowiązkach i trudnych sytuacjach. Gdy pisarka zakochuje się w młodym Węgrze o imieniu Ivan, który odtrąca jednak jej próby zbliżenia się i sam wdaje się w romans z inną dziewczyną, bohaterka traci grunt pod nogami i kontakt z rzeczywistością. Malina jawi się jej wtedy jako wybawca w potrzebie albo jako demon, jej męskie alter ego, które pojawia się w wizjach kobiety nakazujących jej zabić Ivana.
Fabuła filmu została oparta na jedynej dokończonej powieści austriackiej poetki i nowelistki, Ingeborg Bachmann o tym samym tytule. Książka jest zaliczana do kanonu literatury XX wieku. Werner Schroeter był autorem lub współautorem scenariuszy swoich filmów, jednym z wyjątków jest film„Malina”, do którego scenariusz napisała austriacka noblistka Elfriede Jelinek. Można w nim odnaleźć odniesienia do twórczości pisarki Ingeborg Bachmann i jej rozważań na temat roli języka, jak również do jej życiorysu, w tym do mniej lub bardziej świadomej próby samospalenia. Film nie jest jednak próbą adaptacji powieści poprzez słowa i narrację, ale raczej opiera się na emocjach, poetyckich obrazach codziennego życia.Ukazuje miłość do drugiej osoby, poszukiwanie siebie samego i próby najpełniejszego wyrażenia własnych emocji i myśli.
Wykład wprowadzający w twórczość Wernera Schroetera wygłosi Michelle Langford. Wykład będzie odtworzeniem zapisu cyfrowego nagranego specjalnie dla publiczności w Gdańsku przez Michelle Langford w Sydney.
Michelle Langford – wykładowczyni na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii z zakresu stylistyki i estetyki filmowej, kina alegorycznego, kinematografii krajowych, hollywoodzkiego przemysłu filmowego i teorii teatralnych. W pracy badawczej zajmuje się również niemieckim kinem. Opublikowała prace o filmach Wernera Schroeter, Aleksandra Kluge, Toma Tykwera i F. W. Murnau. Jej obecne badania dotyczą alegorycznych wymiarów irańskiego kina w szczególności pojęcia perswazji, poezji i oporu, a także filmowego traktowania wojny, korzystania z melodramatu, miejsca filmu w irańskiej sferze publicznej oraz pojęcia “stania się kobietą”. W spektrum jej zainteresowań badawczych znajduje się teoria estetyki kina, krytyczna teoria Waltera Benjamina i Franka Schoola.
PALERMO CZY WOLFSBURG (Palermo oder Wolfsburg), 1980, reż. Werner Schroeter, 175 min.
Scenariusz: Giuseppe Fava
Obsada: Nicola Zarbo, Otto Sander, Ida Di Benedetto, Magdalena Montezuma
Produkcja: Thomas Mauch Film Produktion, Artco Film i Eric Franck
08.11.2017, godz. 18:00, Gdańsk / Łaźnia 1
Film opowiada historię 18-letniego Nicoli z Palermo, który w poszukiwaniu pracy, podobnie jak wielu jego rodaków z Sycylii w latach 60. i 70. wyjeżdża do Niemiec. Przy pomocy przypadkowo poznanej Włoszki właścicielki baru, znajduje zatrudnienie w fabryce Volkswagena w Wolfsburgu. W barze poznaje i zakochuje się w młodej Niemce, Brigitte. Nicola niestety zna tylko parę niemieckich słów i nie jest w stanie odkryć prawdziwych zamiarów dziewczyny, która zręcznie nim manipuluje wykorzystując jego uczucie w celu wzbudzenia zazdrości u niemieckich kolegów. Dochodzi do kłótni pomiędzy mężczyznami i Nicola w szale odwetu zabija kompanów Brigitte. Dopiero w czasie procesu sądowego bohater odnajduje równowagę psychiczną i skłonny jest do refleksji.
W filmie „Palermo czy Wolfsburg” Werner Schroeter na wielu płaszczyznach pokazuje procesy psychospołeczne, których doświadcza emigrant. Od samotności spowodowanej oderwaniem od rodziny, przyjaciół, domu aż do prób integracji w poszukiwaniu poczucia przynależności do miejsca i ludzi. Reżyser do ukazania tych skomplikowanych procesów wykorzystuje nie tylko samą fabułę, ale również próbuje oddać stany emocjonalne głównego bohatera przy pomocy kadrów, montażu, dźwięków, czy specyficznego oświetlenia plenerów na Sycylii i w Wolfsburgu.
Film został nagrodzony Złotym Niedźwiedziem na Berlinale w 1980 roku, tym samym Werner Schroeter został pierwszym niemieckim reżyserem uhonorowanym tą nagrodą.
„Niektórzy twierdzą, że Werner Schroeter nakręcił dwa filmy – jeden pod tytułem Palermo, drugi zatytułowany Wolfsburg, albo Palermo czyli życie i Wolfsburg czyli śmierć. Prawda obiektywna to prawda pokazana w filmie, który konfrontuje żywych ze zmarłymi, a zmarłych z żywymi, rzeczywistość Południa z naszym północno-syntetycznym światem”.
-Autor: Peter W. Jansen (w: TIP Magazin, nr 7, 1980)
Po pokazie odbędzie się dyskusja z udziałem Agnieszki Trąbki o psychospołecznych aspektach emigracji zarobkowej.
Agnieszka Trąbka – badaczka migracji, psycholożka i socjolożka, adiunkt w Instytucie Psychologii Stosowanej UJ. W 2013 roku obroniła doktorat w Instytucie Socjologii UJ. Na jego podstawie ukazała się książka „Tożsamość rekonstruowana. Znaczenie migracji w biografiach, „Third Culture Kids”. Prowadziła badania w Polsce, w Niemczech oraz w Stanach Zjednoczonych w ramach stypendium na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku. Jej zainteresowania naukowe obejmują migracje w dzieciństwie, przemiany tożsamościowe we współczesnym świecie, praktyki przestrzenne migrantów oraz psychologię kulturową.
DWA (Deux), 2002, reż. Werner Schroeter, 121 min.
Scenariusz: Werner Schroeter i Cédric Anger
Obsada: Isabelle Huppert, Bulle Ogier, Manuel Blanc, Arielle Dombasle
Produkcja: Paulo Branco
09.11.2017, godz. 18:00, Gdańsk / Łaźnia 1
Film jest surrealistyczną autobiografią Wernera Schroetera. Opowiada o równoległych i przecinających się historiach matki, w którą wciela się Bulle Ogier oraz jej dwóch córek bliźniaczek: Magdaleny i Marii, granych przez Isabelle Huppert. Dziewczynki tuż po narodzeniu zostają rozdzielone, wychowują się i dorastają oddzielnie i tylko przypadkiem dowiadują się o swoim istnieniu. Matka oraz jej córki są niestabilne psychicznie i niezdolne do tworzenia trwałych związków, poszukują jednak desperacko samych siebie i miłości, odnajdując ukojenie jedynie w muzyce, miłości fizycznej i snach. Sceny z życia obu kobiet i ich matki oraz ich sny, fantazje, lęki przeplatają się, łącząc w jeden obraz, ukazujący ukryte pasje i myśli bohaterek tworząc formę filmowego kolażu.
Po pokazie będzie miała miejsce dyskusja z udziałem Moniki Pomirskiej o wpływie dzieciństwa i roli tożsamości płci w filmach Wernera Schroetera na przykładzie filmu „Dwa".
Monika Pomirska - badaczka literatury dziecięcej i młodzieżowej XX wieku. Interesuje się antropologią dziecka i dzieciństwa, children studies, krytyką feministyczną. Autorka książki „Szkoła narzeczonych. O powieściach dla dziewcząt w dwudziestoleciu międzywojennym”. Wykładowczyni w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego.
TA NOC (Diese NACHT), 2008, reż. Werner Schroeter, 111 min.
Scenariusz: Gilles Taurand i Werner Schroeter
Obsada: Pascal Greggory, Bruno Todeschini, Éric Caravaca, Amira Casar, Bulle Ogier
Produkcja: Paulo Branco i Frieder Schlaich
10.11.2017, godz. 18:00, Gdańsk / Łaźnia 1
Ostatni film Wernera Schroetera, zrealizowany w Porto w Portugali w trakcie walki reżysera z zawansowaną chorobą nowotworową.
Noc przeznaczona jest na szukanie prawdy, która jednak ciągle umyka.
„Ze wszystkich dziwnych rzeczy, o których kiedykolwiek słyszałem, najbardziej dziwną wydaje mi się strach ludzi, którzy wiedzą dokładnie, że śmierć, a więc los, nadejdzie, kiedy ma nadejść”.
Myśl zaczerpnięta z Szekspira pojawia się na początku i na końcu filmu i wypowiadana jest przez samego Schroetera.
Santa María, miasto pomiędzy życiem a śmiercią. Ossorio, bohater ruchu oporu zakończonego niepowodzeniem, w poszukiwaniu swoich dawnych przyjaciół i kochanki wraca do oblężonego miasta. Zmieniła się jednak nie tylko sytuacja, ale też przyjaciele – pozbawione skrupułów oddziały policji terroryzują miasto, a każdy próbuje ratować swoją skórę. Pozostaje tylko jedna noc, by uciec.
Film został nagrodzony na festiwalu w Wenecji w 2008 roku nagrodą specjalną a Werner Schroeter otrzymał Nagrodę Złotego Lwa za całokształt twórczości.
„Werner Schroeter to Cocteau naszych czasów. Kino Schroetera to czysta magia, nowy świat, nowy czas pełen artyzmu i piękna. To obrazy z królestwa wyobraźni, w którym wszystko jest dozwolone”.
-Magic Werner, Magic Cinema. (Libération, 4.9.2008, po premierze w Wenecji).
Po pokazie odbędzie się dyskusja o twórczości Wernera Schroetera z producentem filmów i bliskim współpracownikiem reżysera, Friederem Schlaichem.
Frieder Schlaich – niemiecki producent i reżyser filmowy. Absolwent komunikacji wizualnej na Akademii Sztuk Pięknych w Hamburgu. Od 2000 r. w ramach swojej wytwórni Filmgalerie 451 Schlaich był producentem filmów tak różnych artystów, jak Christoph Schlingensief, Werner Schroeter, Heinz Emigholz, Cynthia Beatt, Elfi Mikesch, Omer Fast. Jego najnowszy krótki metraż „Three Stones for Jean Genet” powstał przy udziale Patti Smith.
MONDO LUX – filmowe światy Wernera Schroetera (Mondo Lux - Die Bilderwelten des Werner Schroeter), 2011, film dokumentalny, reż. Elfi Mikesch, 97 min.
Scenariusz: Elfi Mikesch
Występują: Werner Schroeter, Isabelle Huppert, Rosa von Praunheim, Monika Keppler, Wim Wenders
Produkcja: Inge Classen, Frieder Schlaich, Daniel Schössler i Irene von Alberti
11.11.2017, godz. 18:00, Gdańsk / Łaźnia 1
W roku 2007 Werner Schroeter dowiaduje się o swojej chorobie nowotworowej. Pracuje właśnie nad „Schönheit der Schatten" [Piękno cieni], muzyczną inscenizacją opartą na twórczości Roberta Schumanna i Heinricha Heinego. Reżyser, rozdarty pomiędzy nadzieją i strachem, rozpoczyna wyścig z czasem. Elfi Mikesch, operatorka wielu filmów Schroetera, pokazuje intymne spojrzenie na twórczość artysty z jego ostatnich czterech lat życia. Dokument „Mondo Lux", który cechuje wielkie zaangażowanie, fascynacja kinem, teatrem i fotografią, pokazuje Schroetera podczas prób teatralnych do spektaklu „Antigone/Elektra“ oraz w trakcie przygotowań do wystawy fotografii „Autrefois & Toujours”, a także podczas intensywnych prac nad dubbingiem do jego ostatniego filmu „Ta noc", nakręconego w 2008 r. w Portugalii.
„Diese Nacht/ Tej nocy”, Pana najnowszy film, to obraz rozgrywający się w całości w ciemności nocy.
To prawda. Na okres trwających osiem tygodni, podczas których robiliśmy zdjęcia w Porto, staliśmy się wraz z ekipą ludźmi nocy. Nie było ani jednego dnia zdjęciowego przy świetle dziennym. Pracowaliśmy od szóstej trzydzieści wieczorem do szóstej trzydzieści rano, sypialiśmy za dnia. Taki rytm pracy bardzo wyostrza percepcję. Jak również poczucie, że się żyje. Bardzo polecam spróbować. Dlaczego Pan pyta?
Nocne zdjęcia ujawniają ograniczenia cyfrowej technologii filmowej. Kręcił Pan na klasycznej, znacznie droższej taśmie światłoczułej. Z konieczności natury praktycznej, czy jest pan może niepoprawnym romantykiem?
Idzie Pan jak widzę od razu na całość. Ale dlaczego by nie. Pewien rys mrocznego romantyzmu towarzyszył nam oczywiście podczas zdjęć, noce przepracowane w Porto miały w sobie coś magicznego. Wybór taśmy światłoczułej i zdjęć nocnych ma wiele wspólnego ze mną samym,
z moją osobowością. Jestem reżyserem samoukiem. Nauczyłem się pracy kamerą, tego jak w filmie nakładać make up, przyswoiłem sobie nawet umiejętność operowania światłem. Film jest mocno związany z dotykiem, praca filmowca dotyczy zawsze rzeczy namacalnych, materii. Niezależnie od tego czy rozcinam – w sensie dosłownym - materiał w montażowni, czy na planie nakładam aktorce puder na policzki, zawsze jest to ręko-dzieło, zawsze ma charakter haptyczny. Poza tym jest się w dużo większym stopniu zdanym na funkcjonowanie własnej pamięci. Tradycyjny analogowy system pracy stanowi dużo większe wyzwanie dla ludzkiego umysłu niż zapis cyfrowy.
Rozumie Pan film jako rzemiosło?
Bronię się tylko przed dowolnością. W montażowni materiał nakręcony techniką cyfrową pozwala na odsuwanie decyzji w nieskończoność. Można tworzyć kolejne wersje montażowe i całkowicie się zagubić. Nie mówiąc już o głębi ostrości, którą posiada taśma światłoczuła. Artystyczny film fabularny żyje elementami formy takimi jak głębia ostrości czy brak szumu w zdjęciach nocnych. Technika cyfrowa doskonale sprawdza się natomiast w dokumencie. Daje możliwość szybkiej i niskonakładowej produkcji. Obie te rzeczy doskonale służą filmowi dokumentalnemu.
Wspomniał Pan o doniosłej roli własnej pamięci.
Jeśli praca zmusza mnie do ustawicznego jej ćwiczenia, wyrabiam sobie w nagrodę pamięć słonia. Rewolucja cyfrowa sprawia, że funkcjonujemy na podobieństwo termy przepływowej. Dużo do nas dociera, niewiele zostaje. Może mnie Pan nazywać romantykiem, ponieważ się przed tym bronię.
W jaki sposób wymusza Pan na planie precyzję niezbędną przy tym systemie pracy?
Przede wszystkim niczego nie wymuszam.
Pod pewnym względami reżyser musi jednak być dyktatorem!
Niezbędny jest określony rodzaj świadomości – u każdej osoby uczestniczącej. Pracuję bez efektów cyfrowych i wszyscy o tym wiedzą. Kiedy więc w filmie „Malina” z Isabelle Huppert na podstawie powieści Ingeborg Bachmann kręciłem scenę w płonącym mieszkaniu, to przedtem to mieszkanie podpaliłem. Wszyscy na planie wiedzą, że nie wolno im popełnić błędu. I go nie popełniają. Nie dzieje się tak dlatego, że stoję nad nimi z biczem. Sami są tego świadomi.
Zawsze stawia Pan wszystko na jedną kartę?
Celem jest droga. Praca na planie jest dla mnie równie ważna, jak gotowy film. Większość reżyserów pracuje inaczej. Dążą ambitnie do rezultatu, zmuszają się do pracy, zachowują nieprzyjemnie wobec osób, z którymi współpracują – by w końcu być dumnym z produktu, który sprawdza się na rynku. Dla mnie natomiast liczy się każdy kolejny krok w całym procesie.
Pańskie poglądy zdają się być nacechowane buddyzmem. „Tej nocy” traktuje jednak o wartościach egzystencjalnych. Głównym tematem jest wolność człowieka, ze wszelkimi jej konsekwencjami. Widzi Pan w tym sprzeczność?
Jestem fatalistą. Jestem stoikiem, jestem chrześcijaninem oraz egzystencjalistą. Za cel przyjmuję drogę a nie sam cel. Postrzegam życie oraz człowieka jako obraz wielce złożony. Nie ma w tym najmniejszej sprzeczności.
Jest Pan reżyserem teatralnym, filmowym i operowym. „Tej nocy” sprawia momentami wrażenie opery przeniesionej na ekran. Wszystko jest wysoce sztuczne, w każdym geście zawarte znaczenie, każda panorama kamery ocieka wręcz tęsknotą.
W moim pojęciu teatr i film powinny być skrajnie sensualne. W sztuce chodzi o stworzenie nowej, własnej rzeczywistości. Rzeczywistość, jakiej doświadczamy wokół siebie nie może i nie powinna stanowić miary, dlatego wcale nie należy jej odwzorowywać. Nie interesuje mnie też moralizatorska ascetyczność. Ponad to, jako samouk nigdy nie dysponowałem pełną gamą środków wyrazu, mogłem jedynie próbować przełożyć na ekran to, do czego zmierzałem. Jestem młodym ogniwem wielowiekowego łańcucha osób czerpiących z pamięci kulturowej gdy działają intuicyjnie. Nie miałem innego wyboru niż poleganie zawsze i wyłącznie na własnej intuicji. Jak to się mówi: „Na gruncie prawa, któremu podlegam musiałem stać i trwać”.
Czy odnosi się to również do Pańskiej pracy na scenie operowej?
Łącznie z baletem i teatrem dramatycznym. Zawsze chciałem przywrócić scenie jej utraconą sensualność. Nie dotyczy to opery, ponieważ ten gatunek sztuki z założenia oddziałuje na nasze zmysły. Muzyka! Śpiewające ciała, transcendencja.
W jaki sposób traktował Pan Onetti’ego i jego dzieło?
Jak zwierciadło siebie samego. Odnajduję w Onettim własne odbicie. Podobnie jak odbicie Christopha Schlingensiefa zawsze było obecne w treściach jego sztuk teatralnych i filmów, co wnosi bardzo osobisty element.
Dlaczego przywołuje Pan przykład Christopha Schlingensiefa?
Obaj przeszliśmy ciężką chorobę. Moja się podobno zatrzymała. Schlingensief, od kiedy zachorował w sposób bardzo ofensywny tematyzuje chorobę w swoich projektach. Jak o mnie chodzi, od dwóch lat traktuję ją jako terapię. By postrzegać chorobę w kategoriach szansy, trzeba być odważnym jak lew. „Tej nocy” to mój pierwszy film od czasu, gdy zachorowałem.
Czy „Tej nocy” naznaczony jest Pańską chorobą?
Choroba spowodowała większą klarowność, otwartość. Zasadniczą akceptację życia w każdej jego formie. Ten odmieniony sposób widzenia uważam za bogactwo „Tej nocy”. Widzę w nim poszerzenie horyzontów, które doceniam, ponieważ stanowi dowód na to, że potrafię się rozwijać. Mimo to, jestem wciąż tym samym człowiekiem. Nie cierpię bądź co bądź na osobowość wieloraką.
A gdyby dysponował Pan pełną gamą filmowych środków wyrazu?
To byłoby możliwe tylko wtedy, gdybym odbył studia uniwersyteckie, co czyniło by mnie członkiem akademii a nie artystą. Wierzę w wewnętrzną potrzebę, nakazującą człowiekowi wyrażać siebie. To ona czyni artystę, owa bezapelacyjna konieczność. Pozostali świadczą jedynie usługi. Poszukuję siebie w Obcym, jako artysta i jako człowiek. Nie jestem też wyłącznie gejem, kilka moich najpiękniejszych relacji w życiu miałem z kobietami. Dopiero z czasem, mężczyzna stał się w erotyce ważniejszy.
Dlaczego Pan teraz nawiązuje do homoseksualności?
Bo często podnoszony jest zarzut, jakoby gej narcystycznie poszukiwał w zwierciadle samego siebie. Ja zawsze szukałem piękna w Innym. Inny, Inne, Inna. Wspominam o tym, bo chciałbym coś opowiedzieć. Kiedy mój film był pokazywany w Wenecji i dostał tam Złotego Lwa, moi aktorzy mieli podczas premiery po raz pierwszy okazję go zobaczyć. Uściskali mnie, ponieważ poczuli się dobrze poprowadzeni. Ja zaś byłem w stanie ich prowadzić, ponieważ aktorzy byli tymi właśnie „Innymi”. Wracałem z dobrym poczuciem, że nie pojechałam do Wenecji na darmo. W całej mojej pracy filmowej, a częściowo również teatralnej, posługując się różnego rodzaju fantasmagoriami i formami utopijnymi zgłębiam elementarne siły miłości, śmierci i życia. W twórczości Juana Carlosa Onettiego wyczuwam wiele bliskich mi idei. Koniec końców można by je sprowadzić do następującego pytania: Czym jest człowiek? Skąd pochodzi jego energia, jego poczucie przeznaczenia i nade wszystko tęsknota, ów wewnętrzny żar, w którym melancholia łączy się z pragnieniem. Kino powinno szukać nowych sposobów przedstawiania tych fundamentalnych energii. Sił, które stanowczo za rzadko znajdują wyraz w kinematografii. Strukturę dramaturgiczną przejęliśmy w naszym filmie od Onettiego. Człowiek, wojna, stan oblężenia – oto centralne motywy tak jego jak i naszego dzieła, co przywodzi na myśl powieść Céline’a „Podróż do kresu nocy”. Nawet człowiek zraniony ma zawsze możliwość przeciwstawienia się brutalności, przemocy i bestialstwu, choć nazbyt często pada ich ofiarą. Ci zaś, którzy dali się wciągnąć w wir przemocy wyzbyli się utopijnej nadziei – nadziei, jako jedynej drogi podtrzymania życia, miłości i namiętności oraz przyjęcia śmierci z godnością. Gęsta atmosfera miasta Santa, które ulokowaliśmy w Porto przypomina dwa filmowe arcydzieła, których nastrój bardzo lubię. „Touch of Evil” Orsona Welles’a i „Kiss me Deadly” Roberta Aldricha. Na koniec, nie zapomnijmy też wspomnieć o cechującym Onetti’ego poczucie humoru – lekkim, typowo argentyńsko-urugwajskim humorze przenikającym całą jego twórczość. Warto było przenieść go na duży ekran. W gorączce boju, uśmiech - katastrofie na przekór.
Max Dax - pisarz, forograf, DJ i kurator, obecnie mieszkającym w Berlinie. Napisał biografię Nicka Cave, Einstürzende Neubauten i niemieckiego techno trio Scooter. W latach 2007-2010 był redaktorem naczelnym „Spex“ - najbardziej wpływowego niemieckiego magazynu popkulturowego. Od 2016 r. Max Dax jest założycielem Santa Lucia Galerie der Gespräche („Galeria Rozmowy”) wspólnie z Lucia Luz. W 2017 r. Dax został także redaktorem naczelnym nowo powstałego międzynarodowego kanału telewizyjnego STAR.TV.
Przedruk wywiadu Maxa Daxa z Wernerem Schroeterem, który ukazał się w broszurze towarzyszącej płycie DVD „Ta noc”, wydanej przez filmgalerie 451 w 2008 roku.
Tłumaczenie: Katarzyna Remin