09.03.2006
W latach siedemdziesiątych, kiedy estetyka feministyczna zaczęła stawiać pierwsze kroki, teoretyczki o orientacji feministycznej zadały w tytułach swoich esejów dwa ważne pytania: "Why Have There Been No Great Women Artists?" (Linda Nochlin, 1971) oraz "Is There a Feminine Aesthetics?" (Silvia Bovenschen, 1976). Te dwa pytania wyznaczyły bieguny feministycznej teorii sztuki i estetyki, pomiędzy którymi mieści się całe spectrum problematycznych kwestii podejmowanych przez badaczki feministyczne, związanych zarówno z teorią sztuki, jak i praktyką artystyczną. Pomimo że już w latach 70tych pojawiały się teksty, w których zastanawiano się nad konsekwencjami filozofii feministycznej dla estetyki, oraz nad sensownością wprowadzania do estetyki kategorii płci, nie był to zbyt płodny, czy wpływowy nurt. W gruncie rzeczy zmienia się to dopiero w połowie lat 90tych, kiedy feminizm jako badawczy punkt widzenia na zjawiska kultury zaczyna być traktowany poważnie. Moja wypowiedź będzie krążyła wokół aktualności wymienionych powyżej pytań oraz tego, w jaki sposób refleksja i działalność artystyczna kobiet wpłynęła na rozumienie podstawowych pojęć i kategorii związanych ze sztuką. Wątki praktyczne, czyli twórczość artystyczna kobiet w historii i sztuce współczesnej, będą się przeplatały z wątkami teoretycznymi, takimi jak idea sztuk pięknych i wszystkiego, co z nimi związane – wartości estetyczne i artystyczne, typy percepcji estetycznej, definicja postawy estetycznej i tego, co właściwie nazywamy twórczością estetyczną, smaku estetycznego etc. Integralny związek teorii i praktyki będzie szczególnie widoczny w przypadku tzw. sztuki feministycznej, której wyznacznikiem jest właśnie dążenie do wyrażenia feministycznej (czy opartej o gender) ideologii środkami artystycznymi.
Istotną kategorią będzie tu kategoria wykluczenia. Dotyczy ona świata sztuki, czy w ogóle kultury, z której wykluczono kobiety, np. za pomocą ograniczania swobody poruszania się w przestrzeni publicznej, czy otwartego deprecjonowania osiągnięć kobiet:
„żałosny rozdziałek, jaki historycy poświęcają nielicznym pisarkom i malarkom nie mówiąc już o kompozytorkach, oraz przesadnie głębokie hołdy pod adresem królujących w sztuce mężczyzn to wystarczające argumenty dla konserwatysty. Proporcja jest jedynym potrzebnym mu dowodem: sztuka nie może stanowić métier kobiet, skoro tak nieliczne są w niej reprezentowane” (Bovenschen).
Na poziomie organizacji społecznej przypisano je do przestrzeni prywatnej (czyli całkowicie oddanej we władanie mężczyzny), do określonych podrzędnych i służebnych ról społecznych, gdzie realizacja ich potrzeb w sferze artystycznej i estetycznej mogła się co najwyżej realizować w ramach przypisanej im przestrzeni i funkcji, czyli jako działalność preestetyczna (tworzenie „funkcjonalnych dzieł sztuki” (rękodzieło, tkanie, haftowanie, ozdabianie stołu etc.), która jednak nie wykraczała poza przestrzeń, w której powstała, czyli przestrzeń domową. Nie wchodziła w przestrzeń publiczną, a zatem nie była sztuką. U podstaw wszystkich tych wykluczeń leży wykluczenie na poziomie logocentrycznym czy też symbolicznym, gdzie sztukę i wszystko, co z nią związane zdefiniowano według maskulinistycznego wzorca.
Kobiety przez większość historii naszej kultury miały bardzo utrudniony dostęp do edukacji, do tworzenia sztuki i jej problematyzowania teoretycznego. A jednak robiły to i robią nadal, więc warto odpowiedzieć na apel Silvii Bovenschen z 1976 i przyjrzeć się temu.
Monika Bokiniec - absolwentka filozofii i socjologii, wykłada na Uniwersytecie Gdańskim (Zakład Estetyki i Filozofii Sztuki). Główne obszary zainteresowania to estetyka feministyczna, filozofia kultury masowej i nowych mediów.