W 2011 r. CSW Łaźnia zainaugurowała program pobytów rezydencyjnych. Jest on adresowany do twórców specjalizujących się w sztuce nowych mediów oraz projektach w przestrzeni publicznej. Długość pobytów artystów będzie się wahać od kilku tygodni do kilku miesięcy. Artyści wybierani będą w drodze konkursu. Nasz program będzie również otwarty dla kuratorów, którzy będą mogli przyjeżdżać do Gdańska na pobyty, mające na celu zapoznanie się z lokalnym środowiskiem artystycznym.
Pierwszym artystą, przebywającym u nas w okresie od września do listopada 2011 był Ahmet Dogan z Francji. Jego pobyt organizowany jest we współpracy z Miastem Strasbourg w ramach wymiany rezydentów. W tym samym czasie w Strasbourgu przebywała Dominika Skutnik z Gdańska. Nabór odbywa się w drodze konkursowej.
W 2012 r. w ramach wspomnianej wymiany rezydentów, w Gdańsku przebywać będzie Partrick Bognier, a w Strasbourgu – Dorota Walentynowicz. Patrick Bognier rozpoczyna swoją rezydencję w marcu 2012.
Sam artysta tak pisze o projekcie, który zamierza zrealizować w Gdańsku :
„Pociąg do opuszczonych gruntów wydaje się być dzisiaj wspólny. Ich moc fascynacji polega na samotności tych miejsc, których ręka człowieka dotknęła tylko w ograniczony sposób w drodze edukacji technologicznej albo dramatycznej. To w ten sposób one uczą nas, jak odwoływać się do przeszłości i zachęcają nas do podążania ku kolejnym zmianom.
Lecz my wolimy określenie „ruiny”, żeby dołączyć do tradycji, która zrodzila się w epoce renesansu i bezustannie inspirowala artystów. W 1563 roku Breughel pokazał nam wieżę Babel jeszcze nie wykończoną, a już zruinowaną. Człowiek chciałby się wspiąć do centrum wyższego świata, nie po to, żeby hołdować Świętości, ale żeby ją zepchnąć z piedestału. Czy powinniśmy w tym widzieć próżność?
Od tego momentu literatura i malarstwo proponują nam opuszczone tereny w formie nostalgicznej, poetycznej albo wizjonerskiej. Przypomnijmy, że do XVIII wieku słowo „ruina” stosowało się tylko do pałaców i pięknych budynków, które dawały świadectwo ludzkiej wielkości, a dla Diderota były Próżnością każdego przedsięwzięcia. Dzięki Hubertowi Robertowi, którego alegorie historii pogrążają widza w otchłani, wyznaczającej koło życia i śmierci każdej cywilizacji, te ruiny są pożywką dla medytacji o ciągu świata i czasu. Bogactwo semantyczne tej tematyki przeistacza kontemplację przestrzeni w błogą melancholię.
Piranese polubił ruiny Rzymu nie jako symbol erudycji czy pretekst do marzeń, ale żeby zmartwychwstała olśniewająca przeszłość.
Dzieło Monsu Desiderio polega na destrukcji biblijnej wyimaginowanych miast.
Upodobanie do ruin popchnęło całą epokę do ich kontemplacji do tego stopnia, że ogrody pokryły się sztucznymi szczątkami, tymi słynnymi fabrykami.
Później obraz romantyczny proponuje je jako produkty natury. W obrazach C.D. Friedricha człowiek został odepchnięty, zredukowany do zwykłej obecności cichego świadka. Przez swój aspekt enigmatyczny krajobraz wznosi się do wymiaru symbolicznego. Tam akcentuuje się pojęcie miejsc nierealnych, bliskich wizji wewnętrznej.
Niepokojąca sakralność gotyku wzmacnia dramaturgię poprzez poczucie nieskończoności i czyni naturę sztuczną. Wieże katedr utrwalają resztki narracji, która już nie istnieje.
Ruiny przemawiają do nas bardziej niż nasza kondycja zwykłych śmiertelników. Współczesna epoka nie widzi już w nich przeznaczenia ludzkiego, które się podąża ku wielkości i dekadencji cywilizacji. Jeśli ruiny są ciągle strażnikiem czasu, nie chodzi tu już o konkretny czas historii, którego są one świadkiem, ale o czas absolutny. Własną obecnością opierają się amnezji, która wychwala erę konsumpcji. Myślę tu o przestrzeniach « tourmentées » Anselma Kieffera, o podartych plakatach Raymonda Hainsa, o odpadach Armana albo jeszcze o obiektach niepotrzebnych, używanych przez Jeana Tinguely'ego.
Owidiusz rozwija podobną myśl jak Eurypides, kiedy wylicza prawdziwą litanię miast, po których zostały tylko nazwy : Troja, Sparta, Micena, Teby. Jeśli w Antyku motyw ruiny łączy się z tematyką kary boskiej, to dzisiaj jest pretekstem do rozwijania poetyzacji przestrzeni i staje się nierozłączny z koncepcją cyklicznej tamporalizacji, która jest wskaźnikiem naszych przemian i prawa naturalnego, zgodnie z którym nic, co odznacza się wyraźną perfekcją, nie może się utrzymać.
Całe imperium wali się, inne po nim powstają, aby zginąć w podobnym katakliźmie.
“Nawet jeśli nam nie pokazują śmierci, to jednak wciąż nas o niej informują”- mówi Sophie Lacroix. Ruiny wiążą nas w konsekwencji z Próżnościami, które ostrzegają nas przed zbyt dużym przywiązaniem do dóbr doczesnych. Dzisiaj nie potrzebujemy czaszki, świecy na wpół zapalonej ani klepsydry, żeby wyrazić efemeryczny charakter egzystencji.
Opuszczone tereny są wynikiem mutacji ekonomicznych, zachodzących w całej Europie. Jeśli wiele społeczności zobowiązuje się, by przechowywać pamięć o ludzkiej działalności, to są one często lekceważone przez klasy polityczne, które w nich widzą świadectwo porażki. Czas przyspiesza, wizja na krótką metę dominuje i ruiny nie świadczą już o przeszłości, ale o teraźniejszości. Pozbawiony swej funkcji gmach wywołuje tylko lekceważenie i pogardę.
Ruina, obiekt wiedzy w XV wieku, obiekt wstydu w dniu dzisiejszym?
A jednak to nasze świątynie uosabiają wspólną pamięć i są związane z poczuciem przeznaczenia. Jeśli stare budynki mówią nam o przeszłości, to opuszczone grunty pytają nas o naszą przyszłość. Rzadkie są te opuszczone grunty, które pytają nas o nasze przeznaczenie.
Rzadko się je odrestaurowuje, aby przeznaczyć na sprzedaż. Bezrefleksyjnie burzy się inne wyłącznie dla wartości gruntu.
Które miasto bardziej niż Gdańsk mogłoby uosabiać głębokie przemiany naszej starej Europy XX wieku?
Ten nadbałtycki krajobraz Bałtyku powraca znów dziś do życia dzięki budowie luksusowych katamaranów i pełnemu ambicji projektowi wiatraków. Rozległe stocznie są jednak, jeszcze przez jakiś czas, pięknym laboratorium dla fotografa, którym jestem. Wpisując się skromnie w stuletnią tradycję, moje poczynania znajdują tu, w pustce przestrzeni, w nieobecności i w ciszy, w tych elementach zdolnych do erozji, warunki idealne. Tak łączy się dzieło człowieka i skompresowanego, zawieszonego czasu.
Moja aktualna praca wpisuje się w ten sposób w tradycję tej fascynacji ruinami i koncentruje się na wymiarze metaforycznym: fatalność w zarodku.
Jeśli rzeczywistość wydarzeń historycznych może się wydać się bolesna, to w każdym razie nie wyklucza ona piękna. Czyż już Leonardo da Vinci nie radził amatorskim artystom, żeby długo przyglądali się pleśniom?
Gdańsk będzie moim Rzymem.
Problem w tym, żeby wziąć pod uwagę niestałość działań ludzkich wyrażonych w elementach architektury. Nie będę w stanie zdefiniować czasu, nie będąc ani fizykiem, ani filozofem, ale odczuwam intuicyjnie, że jeśli umieramy, czas, tak jak wydarzenia, pozostaje niezmienny i niewrażliwy na nasze cierpienia. Czyżby to nie była iluzja związana z nieodwracalnym charakterem naszej pamięci? Stroi się on w atrybuty, które odpowiadają mojemu spojrzeniu fotografa, a ja, wrażliwy na te stygmaty, kolekcjonuję ślady doraźne i efemeryczne.”